poniedziałek, 29 czerwca 2015

Sałatka z kwiatami z własnego ogródka, czyli jak zacząć ogrodniczą przygodę na balkonie



Coś ostatnio mniej tutaj zaglądam, bo sezon ogródkowy w pełni i czas po pracy dzielę pomiędzy rodzinę i ogródek. Nie zapominam jednak o blogu i przesadzając moje roślinki myślę o tematach, które chciałabym w "Kuchni Pachnącej Oliwą" opisać.

Moją największą pasją, zaraz po fotografii, a przed gotowaniem, jest ogród i uprawa warzyw.
Dlatego ten wpis jest pierwszym z serii "balkonowo/miejski ogrodnik".
Warzywa i zioła w skrzynkach i donicach uprawiam z sukcesem już dobrych kilka lat i chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. Moje uprawy ewoluują i z upływem lat dobrałam te warzywa i odmiany, które w moich "okolicznościach przyrody" są odpowiednie. Każdy musi znaleźć swoje, ale doświadczenie innych i kilka wskazówek na początek na pewno się przydadzą.

Wyhodowanie własnych warzyw oraz ziół i przygotowanie z nich posiłku dla bliskich jest jedną z bardziej magicznych i fascynujących mnie spraw. Wbrew pozorom by rozpocząć swoją ogrodniczą historię nie potrzeba wiele. Wystarczy tylko chęć, doniczka i kilka nasionek lub pierwsza sadzonka.
Wiosna i lato są cudowną porą kiedy rośliny korzystają z tak krótkiego ciepłego okresu i bujnie rosną, kwitną i owocują. To także dobry czas na rozpoczęcie ogrodniczej przygody.

Dla mnie najprzyjemniejszym doświadczeniem było i wciąż jest kiedy z nasionek kiełkują maleńkie roślinki, by po jakimś czasie owocować i dawać plon. Staram się uprawiać kilka wybranych warzyw, i owoców, ale moim marzeniem jest warzywniak ze wszystkim co tylko lubię jeść.

Zanim jednak staniecie się posiadaczami wymarzonych warzywników trzeba od czegoś zacząć. I co najważniejsze nie potrzeba do tego ogródka. W wielkomiejskich warunkach, nawet na najwyższych, wietrznych piętrach, wystarczy doniczka, worek dobrej ziemi kompostowej i nasiona, na początek szczypiorku. No i przydałby się choćby najmniejszy balkon, bo roślinki potrzebują świeżego powietrza.
To właśnie od szczypiorku zaczęłam swoje ogrodnicze królestwo. Pewnego dnia kupiłam paczkę nasion, nasypałam dobrej ziemi do doniczki, posypałam po wierzchu nasionkami i delikatnie podlałam. Teraz do zraszania nasionek i maleńkich roślinej używam spryskiwacza, bo delikatny deszczyk nie zmywa w jedno miejsce nasionek.

Co było dalej? Szczypiorek wykiełkował. Mam tę kępkę to dziś dnia, i co roku po zimie cieszy nas pierwszą wiosenną świeżością. Po kilku latach szczypiorek zaczął, ku mojej radości kwitnąć, a ja zaczęłam ukwiecać moje sałatki tymi pięknymi dodatkami. Możecie znaleźć swoje zastosowanie dla tych fantastycznych fioletowych cudeniek.
Tak na marginesie - kwiaty mają smak szczypiorku, z tym, że nieco łagodniejszy.



Tym co jeszcze nie flirtują z ogrodnictwem polecam to gorąco, a obok cudownej satysfakcji i dumy zyskamy smaczniejsze składniki do naszego pichcenia, a tym co odkładają to na później mówię - zacznijcie tu i teraz nie ma co czekać na lepszy dzień. Trzymam kciuki :-)





Prosta sałatka wiosenna z kwiatami z własnego mini ogródka

składniki
1 ogórek średniej wielkości
kilka rzodkiewek
1 łyżka oliwy Extra Vergine
1 łyżka octu jabłkowego
pół garści świeżych listków oregano (tutaj były moje własne)
kilkanaście kwiatów szczypiorku (te też moje własne)

Kroimy ogórka wzdłuż, najlepiej obieraczką do warzyw, a rzodkiewki na cienkie plasterki. Warzywa delikatnie mieszamy w misce. W słoiczku łączymy oliwę i ocet jabłkowy i polewamy warzywa, któte następnie delikatnie układamy w fantazyjny sposób na talerzach. Większe listki oregano siekamy, i wraz z mniejszymi i kwiatami szczypiorku układamy na pokrojonych warzywach. Świetny dodatek do obiadu lub jako lunch dla mało głodnych osób. Smacznego.

wtorek, 2 czerwca 2015

Indyjski chlebek - paratha

Żaden indyjski obiad nie może się obyć bez chlebka. dlatego kilka dni temu do wspaniałego Palak Panir przygotowałam chlebki. Początkowo chciałam zrobić chlebek Roti (czyli mąka pełnoziarnista, sól, woda), ale sama nie wiem kiedy, chyba trochę przez roztargnienie dodałam ghee (masło klarowane) i jakoś takoś wyszedł inny rodzaj indyjskiego pieczywa zwanego Paratha.

Wyszedł cudownie chrupki, a po przykryciu papierowym ręcznikiem część zrobiła się bardziej miękka - jeśli ktoś takie lubi.



W kuchni indyjskiej istnieją przeróżne odmiany tego chlebka w zależności od regionu. Jedne są z mąki pełnoziarnistej, inne ze zwykłej uniwersalnej, z nadzieniem itp, itd. Ja zrobiłam po swojemu (takiego przepisu nie znalazłam w swojej magicznej, przeogromniastej książce z przepisami kuchni indyjskiej), pół na pół mąka pełnoziarnista z uniwersalną

Składniki na około 32 placuszki
240 g mąki pszennej pełnoziarnistej typ 2000
240 g mąki pszennej uniwersalnej i trochę do posypania
2 łyżki ghee lub oleju (roślinnego w wersji wegańskiej)
1/2 - 1 łyżeczka soli (polecam różową himalajską)
woda

Do dużej miski wsypujemy mąki, sól i mieszamy. Następnie dodajemy ghee lub olej i palcami rozcieramy z mąką. Dodajemy po troszeczku wodę i wyrabiamy ciasto, na jędrną, niekleistą masę. Ciasto formujemu w kulę i odstawiamy na około 10 minut.
Rozgrzewamy patelnię na max lub prawie na max. Polecam patelnię teflonową, bo dzięki temu można podpiekać chlebki bez tłuszczu.
Stolnicę lub dużą deskę oprószamy mąką, ciasto dzielimy na pół, i kontynuujemy aż otrzymamy kawałki wielkości dużego orzecha włoskiego. Pojedynczy kawałek formujemy w kulkę, następnie palcami rozgniatamy formując placek, posypujemy mąką i wałkujemy bardzo cienko lub nie, w zależności od upodobań.
Deskę ponownie kilkukrotnie oprószamy mąką jeśli ciasto podczas wałkowania przywiera do powierzchni.
Placuszki podpiekamy kilka minut z każdej strony i podajemy w koszyczku do obiadu.
Smaczego

PS. Następnego dnia też są dobre ;-)